Praca
konkursowa z 2015 r.
Lubiła
myśleć o nim, kiedy padał deszcz.
Nie
umiała powiedzieć, dlaczego właśnie wtedy ani kiedy dokładnie to
się zaczęło. Był to zapewne jeden z serii tych samych, ciągnących
się w nieskończoność, październikowych dni. Nie miało to
znaczenia. Ważne, że na dźwięk pierwszych kropel uderzających
głucho o dachy jej twarz rozpogadzała się, a ona sama czuła się
się dziwnie spokojna. Mogła godzinami patrzeć na ten spektakl
wody, a niekiedy i światła – przynosiło jej to natchnienie,
którego nie potrafiła znaleźć nigdzie indziej. Jedynie gdy
padało, a gdzieś niedaleko w umyśle trzymała świeże wspomnienie
M, mogła tworzyć. Litery, słowa, zdania wypływały spod jej
palców, jakby relacjonowała żywe zdarzenie.
Dzwoniła
wtedy podekscytowana do M, który w zasadzie już czekał na telefon
od niej. Słuchał z cieniem uśmiechu na ustach, na jaki pomysł
wpadła tym razem. Nie opisywała mu szczegółowo wątków, postaci
czy miejsc – skupiała się bardziej na obrazach, które widziała
oczami wyobraźni, na barwach, dźwiękach.
Zawsze
zadziwiało go, gdy czytał opowiadania N, jak wiele drobnych
odniesień, porównań, niuansów umknęłoby mu, gdyby nie
wcześniejsza rozmowa z nią. Niby patrzyłby na historie tak samo,
jednak nie dostrzegłby w nich tej jednej rzeczy, którą N pragnęła
akurat przekazać.
Powtarzała
mu, że, aby mógł odczytać właściwy sens, powinien nauczyć się
czytać na nowo. Nigdy nie wiedział, o co N chodziło w takich
momentach, jednak, jeśli miałby szansę, chciałby chociaż raz
ujrzeć ciągi napisanych przez nią słów w sposób, jaki ona to
robiła. Czy byłby wtedy w stanie dostrzec miejsce, w którym
kulejąca tancerka ukryła swoje sny? Albo twarz człowieka, który
zginął, nie będąc w stanie uratować świata?
N
siedziała na podłodze owinięta kocem z kubkiem herbaty w dłoniach.
Patrzyła na pochmurne niebo zza balkonowych drzwi. Sunęły po nim
czarne jak onyks chmury.
Zbliżała
się burza.
Już
miała odruchowo sięgnąć po długopis, leżący na stercie
czystych kartek obok niej, jednak w ostatniej chwili powstrzymała
się. Upiła łyk swojej ulubionej, malinowej herbaty i oparła głowę
o ścianę. Nawet gdy usłyszała pierwsze krople uderzające o dach,
nie zaczęła pisać. Kilka razy zagrzmiało. Spod półprzymkniętych
powiek wypatrywała błyskawic.
– Ciekawe,
co M teraz robi – szepnęła ledwo słyszalnie. N przemknęło
przez myśl, by pójść po telefon i zadzwonić, jednak całe ciało
wydało się jej nagle tak ciężkie, że ostatecznie została. Nie
była niespokojna, jednak dziwnie zmęczona, senna. Na zewnątrz
błysnęło kilka razy. Żaden pomysł nie przychodził N do głowy.
Obawiała
się tego dnia. Dnia, w którym w czasie deszczu będzie myślała o
M, a na papierze nie pozostanie nawet jedno słowo. Wargi jej
zadrżały. Odłożyła kubek z niedopitą herbatą i położyła
głowę na kolanach podkurczonych nóg, patrząc na krople spływające
po szybie.
W
jednym z pierwszych opowiadań napisała: “I choćbym urodziła się
w innym kraju, mówiła innym językiem, lubiła inne rzeczy, znów
zakochałabym się w tej samej osobie”. Nie chciała tego przyznać
nawet przed samą sobą, jednak były to jej własne myśli. Znów
zakochałaby się w M.
Łzy
mimowolnie poleciały po twarzy N. Ocierała je na początku zła na
siebie, jednak po chwili odpuściła i pozwoliła im płynąć. Jak
krople deszczu po szybie. Prawie nic nie widziała – wszystko
zamieniło się w kolorowe plamy tak podobne do tych, które zwykła
opisywać M. To ona powinna nauczyć się pisać na nowo, nie on
czytać. Ukrywała siebie za ciągami zdań, zamiast pozwalać się
nimi wyrażać.
W
czasie deszczu błękit nieba kryje się za kurtyną ciemnych chmur.
Może właśnie dlatego tak bardzo lubiła wtedy tworzyć? By nikt
nie był w stanie odszyfrować jej uczuć?
Otarła
oczy wierzchem dłoni. Na skórze pozostał rozmyty tusz do rzęs.
Silny
wiatr kołysał koronami drzew. Kałuże z każdą sekundą stawały
się coraz większe, a dodatkowo zaczął spadać grad. Kawałki lodu
uderzyły o dach tak, jakby chciał go przebić.
N
pomimo tych dźwięków, zapadła w niespokojny sen.
Po
burzy pozostały złamane gałęzie i spore kałuże. A także puste,
białe kartki, od których nie potrafiła oderwać wzroku.
Tknięta
nagłym impulsem wstała, chociaż bolało ją całe ciało. Chwyciła
telefon z biurka i zadzwoniła.
– Halo?
– usłyszała po chwili zaspany głos M.
– Nic
nie napisałam – powiedziała ledwo słyszalnie, jakby obawiała
się za te trzy słowa zostanie ukarana.
– To
chyba nic złego? – zapytał. N milczała. Tysiące sprzecznych
myśli przewijało się przez jej umysł. Na początku chciała jakoś
zaprotestować, jednak uświadomiła sobie, że on nie miał pojęcia,
jak wiele to dla niej znaczyło. Nie wiedział, że pisała w trakcie
deszczu, myśląc o nim. To
chyba nic złego? Głos
M brzęczał jej w głowie. Wyjrzała przez okno na niecodzienne
błękitne niebo i, dziwiąc się samej sobie, odparła ze stoickim
spokojem:
– Tak,
masz rację. Przepraszam, że zawracam ci głowę.
Pożegnała
się natychmiast i rozłączyła. Położyła telefon z powrotem na
biurku, kubek z niedopitą herbatą odniosła do kuchni. Czyste
kartki zebrała, wyrównała i schowała do szuflady.
Kilka
dni później spotkała się z M.
– Więc
nie zamierzasz już nic więcej napisać?
N
pokręciła głową, uśmiechając się lekko.
– Szkoda
– powiedział. – Bo wiesz, ostatnio udało mi się zobaczyć
twarz człowieka, który zginął, nie będąc w stanie uratować
świata.
N
zaśmiała się.
– Jak
wyglądała?
– Okropnie
– odparł i również się zaśmiał. Zapadła między nimi
niezręczna cisza.
– I
gdybym urodził się w innym kraju… – zaczął nagle mówić.
Serce N na chwilę zamarło. Chociaż patrzyła na M, nie słyszała
jego głosu. Mimo to wiedziała, co mówił.
A gdy
spojrzał na nią, mogła przysiąc, że dostrzegła w jego oczach
odbicie spokojnego, błękitnego nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz