11 listopada 2017

Błękit nieba

Praca konkursowa z 2015 r.

Lubiła myśleć o nim, kiedy padał deszcz.
Nie umiała powiedzieć, dlaczego właśnie wtedy ani kiedy dokładnie to się zaczęło. Był to zapewne jeden z serii tych samych, ciągnących się w nieskończoność,  październikowych dni. Nie miało to znaczenia. Ważne, że na dźwięk pierwszych kropel uderzających głucho o dachy jej twarz rozpogadzała się, a ona sama czuła się się dziwnie spokojna. Mogła godzinami patrzeć na ten spektakl wody, a niekiedy i światła – przynosiło jej to natchnienie, którego nie potrafiła znaleźć nigdzie indziej. Jedynie gdy padało, a gdzieś niedaleko w umyśle trzymała świeże wspomnienie M, mogła tworzyć. Litery, słowa, zdania wypływały spod jej palców, jakby relacjonowała żywe zdarzenie.
Dzwoniła wtedy podekscytowana do M, który w zasadzie już czekał na telefon od niej. Słuchał z cieniem uśmiechu na ustach, na jaki pomysł wpadła tym razem. Nie opisywała mu szczegółowo wątków, postaci czy miejsc – skupiała się bardziej na obrazach, które widziała oczami wyobraźni, na barwach, dźwiękach.
Zawsze zadziwiało go, gdy czytał opowiadania N, jak wiele drobnych odniesień, porównań, niuansów umknęłoby mu, gdyby nie wcześniejsza rozmowa z nią. Niby patrzyłby na historie tak samo, jednak nie dostrzegłby w nich tej jednej rzeczy, którą N pragnęła akurat przekazać.
Powtarzała mu, że, aby mógł odczytać właściwy sens, powinien nauczyć się czytać na nowo. Nigdy nie wiedział, o co N chodziło w takich momentach, jednak, jeśli miałby szansę, chciałby chociaż raz ujrzeć ciągi napisanych przez nią słów w sposób, jaki ona to robiła. Czy byłby wtedy w stanie dostrzec miejsce, w którym kulejąca tancerka ukryła swoje sny? Albo twarz człowieka, który zginął, nie będąc w stanie uratować świata?
N siedziała na podłodze owinięta kocem z kubkiem herbaty w dłoniach. Patrzyła na pochmurne niebo zza balkonowych drzwi. Sunęły po nim czarne jak onyks chmury.
Zbliżała się burza.
Już miała odruchowo sięgnąć po długopis, leżący na stercie czystych kartek obok niej, jednak w ostatniej chwili powstrzymała się. Upiła łyk swojej ulubionej, malinowej herbaty i oparła głowę o ścianę. Nawet gdy usłyszała pierwsze krople uderzające o dach, nie zaczęła pisać. Kilka razy zagrzmiało. Spod półprzymkniętych powiek wypatrywała błyskawic.
– Ciekawe, co M teraz robi – szepnęła ledwo słyszalnie. N przemknęło przez myśl, by pójść po telefon i zadzwonić, jednak całe ciało wydało się jej nagle tak ciężkie, że ostatecznie została. Nie była niespokojna, jednak dziwnie zmęczona, senna. Na zewnątrz błysnęło kilka razy. Żaden pomysł nie przychodził N do głowy.  
Obawiała się tego dnia. Dnia, w którym w czasie deszczu będzie myślała o M, a na papierze nie pozostanie nawet jedno słowo. Wargi jej zadrżały. Odłożyła kubek z niedopitą herbatą i położyła głowę na kolanach podkurczonych nóg, patrząc na krople spływające po szybie.
W jednym z pierwszych opowiadań napisała: “I choćbym urodziła się w innym kraju, mówiła innym językiem, lubiła inne rzeczy, znów zakochałabym się w tej samej osobie”. Nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą, jednak były to jej własne myśli. Znów zakochałaby się w M.
Łzy mimowolnie poleciały po twarzy N. Ocierała je na początku zła na siebie, jednak po chwili odpuściła i pozwoliła im płynąć. Jak krople deszczu po szybie. Prawie nic nie widziała – wszystko zamieniło się w kolorowe plamy tak podobne do tych, które zwykła opisywać M. To ona powinna nauczyć się pisać na nowo, nie on czytać. Ukrywała siebie za ciągami zdań, zamiast pozwalać się nimi wyrażać.
W czasie deszczu błękit nieba kryje się za kurtyną ciemnych chmur. Może właśnie dlatego tak bardzo lubiła wtedy tworzyć? By nikt nie był w stanie odszyfrować jej uczuć?
Otarła oczy wierzchem dłoni. Na skórze pozostał rozmyty tusz do rzęs.
Silny wiatr kołysał koronami drzew. Kałuże z każdą sekundą stawały się coraz większe, a dodatkowo zaczął spadać grad. Kawałki lodu uderzyły o dach tak, jakby chciał go przebić.
N pomimo tych dźwięków, zapadła w niespokojny sen.
Po burzy pozostały złamane gałęzie i spore kałuże. A także puste, białe kartki, od których nie potrafiła oderwać wzroku.
Tknięta nagłym impulsem wstała, chociaż bolało ją całe ciało. Chwyciła telefon z biurka i zadzwoniła.
– Halo? – usłyszała po chwili zaspany głos M.
– Nic nie napisałam – powiedziała ledwo słyszalnie, jakby obawiała się za te trzy słowa zostanie ukarana.
– To chyba nic złego? – zapytał. N milczała. Tysiące sprzecznych myśli przewijało się przez jej umysł. Na początku chciała jakoś zaprotestować, jednak uświadomiła sobie, że on nie miał pojęcia, jak wiele to dla niej znaczyło. Nie wiedział, że pisała w trakcie deszczu, myśląc o nim. To chyba nic złego? Głos M brzęczał jej w głowie. Wyjrzała przez okno na niecodzienne błękitne niebo i, dziwiąc się samej sobie, odparła ze stoickim spokojem:
– Tak, masz rację. Przepraszam, że zawracam ci głowę.
Pożegnała się natychmiast i rozłączyła. Położyła telefon z powrotem na biurku, kubek z niedopitą herbatą odniosła do kuchni. Czyste kartki zebrała, wyrównała i schowała do szuflady.
Kilka dni później spotkała się z M.
– Więc nie zamierzasz już nic więcej napisać?
N pokręciła głową, uśmiechając się lekko.
– Szkoda – powiedział. – Bo wiesz, ostatnio udało mi się zobaczyć twarz człowieka, który zginął, nie będąc w stanie uratować świata.
N zaśmiała się.
– Jak wyglądała?
– Okropnie – odparł i również się zaśmiał. Zapadła między nimi niezręczna cisza.
– I gdybym urodził się w innym kraju… – zaczął nagle mówić. Serce N na chwilę zamarło. Chociaż patrzyła na M, nie słyszała jego głosu. Mimo to wiedziała, co mówił.

A gdy spojrzał na nią, mogła przysiąc, że dostrzegła w jego oczach odbicie spokojnego, błękitnego nieba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz